Teksty
zjedz mnie.
Zjedz mnie
Poćwiartuj na kawałki
Na rozmiar Twoich ust
Zjedz mnie
Polewaj z bzu nektarem
Chcę cieknąć na Twój biust
Zjedz mnie
Otulę się językiem
Wejdę głębiej w gardło Twe
Zjedz mnie
Połechtam Twoje zmysły
Ze smakiem połknij mnie
Ref
Chcę zostać pogryziony
Chcę z bólu głośno wyć
Ze smakiem przetrawiony
Chciałbym tylko w tobie być
Chcę zwiedzać Twoje ciało
Będziemy wiecznie trwać
Budzić się i zasypiać
I od życia tylko brać
II
Zjedz mnie
Żeglując krwioobiegiem
Dotrę do każdej Twej
Zjedz mnie
Komórki gdzie wraz z tlenem
W energię zmienię się
Zjedz mnie
Chcę wniknąć w Twoje oczy
Chcę wpłynąć na Twój mózg
Zjedz mnie
Byś znowu była głodna
Bym trafił na Twój stół
Ref
Chcę zostać pogryziony
Chcę z bólu głośno wyć
Ze smakiem przetrawiony
Pragnę tylko w tobie być
Chcę zwiedzać Twoje ciało
Będziemy wiecznie trwać
Budzić się i zasypiać
I od życia tylko brać
Chcę zostać pogryziony
Chcę z bólu głośno wyć
Ze smakiem przetrawiony
Pragnę tylko w Tobie być
Chcę dostać się na krańce
Całego Twego Ja
Pozostać tam na zawsze
Pozostać razem tam.
Jechane
Słońce powoli tonie w horyzont,
Niebo zakrywa pastelowy koc.
Przedemną droga co wiedzie do nikąd
A przeszłość w lusterkach połyka noc
To nie jest praca to na życie metoda
Wieczna rozłąka, wieczne czekanie
Potem gdy wracam to czeka nagroda
Tylko czas pędzi nieubłaganie
Cykl powtarzalny jak tryby w maszynie
Czasem do góry by znów runąć do dna
Będę trwał tutaj bacząc jedynie
Żeby zachować (utrzymać, podtrzymać, zatrzymać) materialny stan
Za dużo by stać, za mało by biec
Długo by tęsknić za krótko żeby żyć
Zamknięty w klatce jak chomik się kręć
Czy mam za szczęścia czy z bólu wyć
Ref.
Ale gdy nocą przecinam na pół
Świat pełen złudzeń, szarej codzienności
Po jednej stronie niepewność i ból
Z drugiej nadzieja lepszej przyszłości
Mam do wyboru: gnać drogą na skrót
Albo poruszać się z nurtem
Spełnić marzenia i mieć czasu w bród
Lub sprzedać swe życie hurtem
Już moje oczy widziały tak wiele
Byłem w krainie z za siedmiu gór
Trochę wyblakły me plany i obrane cele
Kiedyś w końcu runie w mej głowie mur
Przerwać ten sen, zawrócić raz jeszcze
Zostawić puste następne strony
Mieć sucho w gardle na plecach dreszcze
Stać się na nowo nieposkromionym.
Rzeka
I
Po drugiej stronie, głębokiej rwącej rzeki
Piękna pogoda, jezioro, góry, las
Nikt nie choruje, na wszystko mają leki
Na przyjemności, każdy znajdzie czas
Tam jesteś Ty, Ty z którą mógłbym wejść
Na każdy szczyt, najwyższe w świecie schody
Patrzeć Ci w oczy i złapać Twoją dłoń
Ale panicznie boję się głębokiej wody.
II
Po drugiej stronie, słońce jaśniej świeci
A gwiazdy błyszczą niczym diamentowy pył.
Wszystko mieć można na wyciągnięcie ręki
Wszystko tam jest, tam jesteś nawet Ty
Tam jesteś Ty, Ty z którą mógłbym biec
Poprzez ogrody, na kraniec tego swiata
Mógłbym coś zmienić, mógłbym nawet zacząć chcieć
Nie umiem pływać, nie umiem także latać
Tam jesteś Ty, Ty z którą pragnę żyć
Spędzić najlepsze chwile mego życia
Ale nie mogę, nie umiem wyrwać się
By rzucić wszystko i ruszyć jeszcze dzisiaj
Tam jesteś Ty, Ty z którą pragnę żyć
Spędzić najlepsze chwile mego życia
Ale nie mogę, nie umiem wyrwać się
By rzucić wszystko i ruszyć dzisiaj.
Kiełbasa
I
Niczym huba drzewo
Niczym brudną głowę wesz,
W prawo albo w lewo
I tak mą kiełbasę zjesz
Zmielę obietnice
Dodam czosnek oraz miód
W oparach absurdu
Program uwędzimy cud
Ref
Nikt Ci nie da tyle
Ile obiecuję ja
Nie naprawi nikt
Tego co zepsuję wam
Wszystko czego pragnę
Co mozecie dać
To wasze poparcie
Potem nie chcę was już znać
II
Wyjdę na ulicę
Razem z perfekcyjnym tłem
Dziecko twe przytulę
I zaszczekam z Twoim psem
Gdy mi pluniesz w oczy
Powiem tylko że to deszcz
Zresztą w moim fachu
Każdy twardą dziwką jest
Ref
Nikt Ci nie da tyle
Ile obiecuję ja
Nie naprawi nikt
Tego co zepsuję wam
Wszystko czego pragnę
Co mozecie dać
To wasze poparcie
Potem nie chcę was już znać
III
Już po nominacji
Mogę wreszcie sobą być
Wóz służbowy, dieta
Teraz zacznę godnie żyć
Muszę spłacić cały
Kolektywny, ciężki trud
Nic mnie nie obchodzi
Jakiś tam publiczny dług
Ref
Nikt Ci nie da tyle
Ile obiecuję ja
Nie naprawi nikt
Tego co zepsuję wam
Wszystko czego pragnę
Co mozecie dać
To wasze poparcie
Potem nie chcę was już znać
Czarny płaszcz
Dziś znowu włożyłem czarny płaszcz
Nie mogę dłużej leżeć, nie mogę również wstać
Chciałbym się pozbierać, wziąść w tak zwaną garść
Lecz Garść ta nie istnieje
Więc wkładam czarny płaszcz.
Tak chciałbym Ci powiedzieć, opisać jak tu jest
Żyć jakby obok siebie, poza jawą, poza snem.
Wiesz, jutro lub pojutrze, dostrzegę gdzieś tam biel
Dzis tylko czarny płaszcz, szczelnie otula mnie.
Głowę wypchaną,
mam watą niczym miś,
Kim jest ten człowiek w lustrze, ja nie chcę sobą być
Spod płaszcza się przebija, ta jedna jasna myśl
Najsłodsza spośród pokus, by skończyć jeszcze dziś...
Iskra
Na forsy brak
Na zbyt ambitny cel
Przyciasny frak
Na poplamioną biel
Na krótki lont
Na wszystkie błędy wstecz
Znów pusty kąt
Na niewygrany mecz
Mam swoje antidotum
Makiaweliczny plan
Szykuję sie do lotu
Odmieniam własny stan
Gdy rozpościeram skrzydła
I złapię dobry wiatr
Nie mogę się nadziwić
Jak mały jest ten świat
Tu z mojej perspektywy
Na wszystko rzucam cień
Szybuję między słońcem
A zwykłym szarym dniem
Na każdy grzech
Na hipoteczny dług
Mój wieczny pech
Na zbyt wysoki próg
Na wszelkie zło
Exodus włosów z głów
Paskudne tło
Na zbyt głęboki rów
Mam swoje antidotum
Makiaweliczny plan
Szykuję sie do lotu
Odmieniam własny stan
Gdy rozpościeram skrzydła
I złapię dobry wiatr
Nie mogę się nadziwić
Jak mały jest ten świat
Tu z mojej perspektywy
Na wszystko rzucam cień
Szybuję między słońcem
A zwykłym szarym dniem
Jankowy
Chodź połóż głowę Na moim ramieniu
Będę dla Ciebie jak pościel puchowa
Chcę sprawić ulgę twojemu cierpieniu
A zło tego świata przed nami się schowa
Chodź połóż głowę na moim ramieniu
Przymknij swe oczy i uwolnij zmysły
Nie myśl przez chwilę o świata istnieniu
Przytul się ciepło i niech Ci się przyśni
Tort w każdym smaku I kąpiel w szampanie
Lot po orbicie z widokiem na świat
Los na loterii i wielkiej wygranej
I jeszcze ja, pozbawiony wad
Chodź połóż głowę na moim ramieniu
Chcę Cię przeprosić za wszystkie me świństwa
Za wszystkie grzechy co mam na sumieniu
Zimne wieczory i inne kretyństwa
Chodź połóż głowę na moim ramieniu
Zacznę na nowo o Ciebie się starać
Znajdziesz znów ogień w mym zimnym spojrzeniu
Niech ci się przyśni gdy będziesz już spała
Kosz z owocami i czyste sumienie
Perły diamenty i najpiękniejszy skarb
Rząd niewolników na Twoje skinienie
I jeszcze ja, pozbawiony wad.
Dodaj komentarz